Jeśli ten blog ma cokolwiek zmienić to dziś muszę napisać ten najtrudniejszy post. Wiecie, na dźwięk robi mi się niedobrze. Matko jaka ta mama dzielna . Dorośli ludzie dlatego są dorośli, że powinni przewidywać, jakie będą skutki tego, co wymyślą. Przepisy w sprawie złomu ustalano wyraźnie w przedszkolu nr ludzie dlatego są dorośli, że powinni przewidywać, jakie będą skutki tego, co wymyślą. Przepisy w sprawie złomu ustalano wyraźnie w przedszkolu numer Infrastruktury zapowiedziało, że od nowego roku będzie kładło tamę na rzece używanych samochodów, które płyną do Polski. Tak to poetycko nazwali. Sprawa jest lewa. Przez cały rok otwarto wszelkie granice, a jak już Polacy sprowadzili cały złom, który nadawał się jeszcze do ruszenia w Europie, to teraz będziemy stawiali tamę. Żyjemy w czasach spiskowej teorii dziejów więc i tym razem wygląda na to, że ktoś się z kimś dogadał. Jakby nie było, zezwolono, aby zjednoczona Europa podrzuciła do nas wszystko, co u nich nadawało się głównie do ludzie dlatego są dorośli, że powinni przewidywać, jakie będą skutki tego, co wymyślą. Przepisy w sprawie złomu ustalano wyraźnie w przedszkolu numer osiem. Rynek się rozleciał. Ludzie przestali kupować nowe samochody, a rynek aut używanych tak się zapchał, że trudno cokolwiek sprzedać. Zamieszanie potrawa 2-3 lata. Przy drogach będą stawiane krzyże, bo jazda 8-10 letnimi samochodami nie może być bezpieczną. Takie są skutki bezmyślności i bezwolności Ministerstwa Infrastruktury. Bardziej ostre kryteria przywozu, dokładne badania techniczne, co dopiero teraz mają być wprowadzone, można było przecież zarządzić na początku Ministerstwie Infrastruktury co chwila wymyślają jakiś przepis, który budzi albo strach albo wesołość, zupełnie jak w starej anegdocie o igraszkach z lwem. I śmieszno i straszno. Wymyślili ostatnio, aby każdy polski kierowca płacił za każdy przejechany Krystek powiedział w telewizorze, że musimy równać do świata. Strach pomyśleć, co wiceminister Krystek wymyśli, jak zostanie pełnym tym nie ma co dyskutować, bo to jest bzdura. Jak się popatrzy to ciąg bzdur wszelakich wypływa z tego ministerstwa. Był już pomysł opłat za przejazdy przez mosty i wiadukty, wymyślili, że kierowcy będą płacić za wjazd do centrum miast. Minister Pol, jak jeszcze był ministrem, to wymyślił parę różnych podatków na to samo - do podatku na budowę dróg w cenie paliwa dołożył opłaty paliwowe. Efekt jest taki, że na zebranych 12 mld z tytułu podatku, na drogi idzie tylko 3 mld. Teraz chcą, żebyśmy płacili za każdy przejechany kilometr drogą polną i przez las również. Jeszcze chwila, a każdy Polak będzie nosił na plecach kasę fiskalną i płacił za każdy metr, który przejdzie ofertyMateriały promocyjne partnera

Na zakończenie sesji Montpelier powiedział, że już nie może się doczekać następnej. Kiedy tylko wyszedł, Clint zadzwonił do swojego sekretariatu. Kazał odsyłać każdego, kto o niego zapyta, do psychiatry w sąsiednim Maylock. Sekretarka zapytała, jak długo ma to robić. – Dopóki piekło nie utonie w zaspach – powiedział Clint.

Teatr Kochanowskiego mocnym akcentem kończy ten sezon artystyczny. Autorska wersja "Rewizora" Marka Fiedora została gorąco przyjęta przez premierową towarzyszyło jednak duże zaskoczenie - po pierwsze z powodu zmienionego tytułu przedstawienia, a po drugie z racji znacznych zmian w znanym napisał własny scenariusz na podstawie komedii Gogola i zatytułował go "Format: Rewizor". Słowo "format" intrygowało widzów przed spektaklem i - jak sądzę z popremierowych rozmów w foyer teatru - w równym stopniu po jego zakończeniu. Dla wielu widzów pozostało ono do końca zagadką. Format to określenie pewnego rodzaju produkcji telewizyjnych, opartych na jednym schemacie, sprzedawanych do różnych krajów na prawach licencji i realizowanych w różnych warunkach kulturowych z zaledwie niewielkimi korektami. Reżyser przyznał, że na historię Rewizora chciał popatrzeć właśnie jako na swoisty format, czyli schemat przyniesiony przez historię, tradycję, literaturę. Jego inscenizacja to próba odpowiedzi na pytanie, jak ten schemat realizowałby się we współczesnych "Rewizorze" zostało pokazane społeczeństwo do gruntu zepsute, zdemoralizowane, w którym brak zasad, zastąpiła reguła "ręka rękę myje". Bohaterowie sztuki to głupcy, łapownicy, aferzyści i złodzieje. Wszystko można załatwić, ale trzeba dać w łapę. Kto ma forsę i umie posmarować, ten górą. Kto ma na dodatek jakąś władzę, ten na szczycie tej góry. Społeczna piramida to piramida powszechnej korupcji. Kwitnie służalczość i lizusostwo. Interes, dobro społeczne nie istnieje. Czy to nam czegoś nie przypomina? Oczywiście, że tak. To nasza codzienność. Wystarczy włączyć poprzez swój "Format" włącza nam taki umowny telewizor, wiedząc, że masy najbardziej teraz lubią popatrzeć na różnego rodzaju reality show, a bohaterem zbiorowej wyobraźni może stać się każdy. Nie, jak kiedyś, "ktoś", ale w gruncie rzeczy "nikt", zwykły człowiek - obcy z ulicy, czy sąsiad zza ściany. Bohaterem, choćby na krótko, stać się łatwo. Trzeba tylko zaistnieć. Im głębsza prowincja - ta mentalna, nie geograficzna - tym pragnienie wyrwania się z anonimowości, chęć zaistnienia i przekonanie, że gdzieś, w jakimś mitycznym Petersburgu można się w pełni zrealizować, silniejsze. Ten wątek jest szczególnie w przedstawieniu podkreślony, a kluczowego znaczenia nabiera scena, gdy obywatel Bobczyński, dając rzekomemu Rewizorowi łapówkę ma tylko jedno życzenie: niech powie w stolicy, że w takim to, a takim miasteczku mieszka on, obywatel Bobczyński. W telewizji codziennie możemy oglądać jego współczesne wcielenia. Finał przedstawienia jest zupełnie inny od oryginalnego. Słynna kwestia Horodniczego: "z siebie samych się śmiejecie", pada nieco wcześniej. Prawdziwy Rewizor nie pojawia się. Zamiast tego mamy powtarzającą się scenę brutalnego bicia Bobczyńskiego. To wizualny odpowiednik efektu zacinającej się płyty. Albo jakby ktoś cofał taśmę wideo i powtarzał wciąż ten sam fragment. Prawdziwy Rewizor byłby zwiastunem nowego porządku, przynajmniej cieniem szansy na jego wprowadzenie. W świecie, który pokazuje nam Fiedor - w naszym świecie - nie ma nikogo, kto taki porządek mógłby zaprowadzić. W ciemnościach, które zapadają, przez chwilę migocze tylko pusty obraz Fiedor miał odwagę świeżym okiem spojrzeć na starą komedię Gogola i nadać jej bardzo współczesny charakter. Nie tylko pozbawił ją historycznego kostiumu, ale i dopisał Gogolowi dialogi i sceny, które sprawiają, że możemy przeglądać się w scenicznej wizji, jak w lustrze. Przed premierą mówił, że jest to najbardziej ryzykowne artystycznie przedsięwzięcie, jakiego do tej pory podjął się w naszym teatrze, ale to ryzyko opłaciło się. Fiedor ma potrzebę i talent do tworzenia teatru gorącego i piekącego do żywego. Jeszcze raz tego wielkiego talentu dowiódł. "Format: Rewizor" i śmieszy, i straszy. Przerażająca diagnoza społeczna, jaką stawia i pesymistyczny finał sprawiają, że wychodzimy z teatru bardziej zamyśleni, niż radośnie raz kolejny Fiedor pokazał też siłę opolskiego zespołu. Pochwały dla aktorów trzeba by zacząć od Andrzeja Czernika w roli Horodniczego i Dominika Bąka jako Chlestakowa, a skończyć na uczestnikach chóru. Premierowa gra, nie pozbawiona pewnych potknięć (słaba słyszalność tekstu) była wspólnym, świetnie wykonanym koncertem. "Format: Rewizor" wg Mikołaja Gogola. Scenariusz i reżysera Marek Fiedor, scenografia Agnieszka Jałowiec, muzyka i opracowanie muzyczne Tomasz Hynek. Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, premiera 26 czerwca 2003. Troszkę śmieszno, troszkę straszno. Niektórzy ludzie mają słabą mimikę i wtedy rozmowa/pytanie nie zaburza zabiegu. Ale zdecydowana większość osób Kawały | - Panie doktorze, mam problem... - Słucham. - Codziennie chodzę do sklepu i kupuję dwie flaszki wódki. Boję się, że jestem zakupoholikiem! W pewnej firmie prezesi postanowili zatrudnić asystentkę zarządu. Oprócz odpowiednich wymagań osobowościowych, określili wymogi wizualne: 175 cm wzrostu, długie nogi, ładne piersi, blondynka, itd... Po rozmowach kwalifikacyjnych, wskutek selekcji, pozostała im jedna kandydatka spełniająca te wymogi. Zadali jej pytanie: - Jakie są Pani oczekiwania finansowe? - 10 tysięcy zł. - Co? U nas 6 tys zarabia główny księgowy! - To dymajcie księgowego. *** Do sklepu wchodzi facet. Wita go uśmiechnięty sprzedawca: - Dzień dobry. W czym możemy panu pomóc, co chciałby pan kupić? Facet się zastanowił i mówi: - Rękawiczki. - To proszę podejść do tamtego działu. Facet idzie do wskazanego działu i mówi: - Chcę kupić rękawiczki. - Zimowe czy letnie? - Zimowe. - To proszę przejść do następnego działu. Facet poszedł: - Dzień dobry. Potrzebne mi zimowe rękawiczki. - Skórzane czy nie? - Skórzane. - To proszę podejść do następnego działu. Facet poddenerwowany podchodzi do wskazanego stoiska: - Chce kupić zimowe, skórzane rękawiczki. - Z klamerką czy bez? - Z klamerką. - Proszę podejść do następnego stoiska. Facet jest już wkurzony, ale idzie. - Poproszę rękawiczki, zimowe, skórzane i z klamerką. - Klamerka na zatrzask czy na rzepy ? - Na rzepy. - Zapraszam do działu na przeciwko. Facet nie wytrzymuje i wrzeszczy: - Proszę przestać się nade mną znęcać! Dajcie mi te rękawiczki i pójdę sobie! - Proszę pana, proszę o cierpliwość, chcemy panu sprzedać dokładnie takie rękawiczki, jakich pan potrzebuje. Facet idzie dalej. - Proszę rękawiczki zimowe, skórzane, z klamerką i na rzepy.. - A jaki kolor? Nagle otwierają się drzwi i do sklepu wchodzi facet z klozetem świeżo wyrwanym z podłogi, od którego odstają kawałki glazury. Niesie go na wyciągniętych rękach, podchodzi do lady i krzyczy: - Taki mam, k…, klozet, a taką glazurę! Dupę już wam wczoraj pokazałem, wiec sprzedajcie mi wreszcie JAKIKOLWIEK papier toaletowy! Linki artykułu Kopiuj link:Skopiowano do schowka Wklej link na stronę:Skopiowano do schowka ARTYKUŁY POWIĄZANE
Mourinho powiedział mi jasno, że jeśli mogę grać, on chce na mnie liczyć, ale jeśli nie, byłby zachwycony, gdybym stał się częścią jego sztabu trenerskiego. Miałem wiele dobrych chwil. Na ławce rezerwowych z Quique Sánchezem Floresem, w Juvenilu A, zrobiłem wielki krok jako piłkarz.
ost -- Wynajmę mieszkanie w Katowicach 900-1000zł. Masz ofertę? Wal na cześka :) kłódeczny -- ryćk'n'rotfl -- Wolności słowa strzeż jak oka w głowie. Niech osieł pisze. Daj, niech się wypowie. Im gęściej będzie kazał, prawił, głosieł - tym rychlej poznasz, jaki z niego osieł. sec & last -- ___FOTKA - obraz duszy fotografa uwieczniony w celuloidzie... pierwszy to tuing -- Ecce homo qui est faba Troszkę misiaczek sypnął rdzą Ale tni -- Gwóźdź, żeby się przebić dostaje w łeb, a człowiek żeby się przebić, musi czasem dostać porządnie w dupę. okalające -- it's like ten thousand spoons when all you need is a knife Wsie razem do kupy - bómba -- Z czego żyję? Z jedzenia. Jem i żyję... ostatni -- Niektórzy miłośnicy najlepszego narodu na świecie zupełnie przypadkiem są pzprowskimi synalkami, którzy się na Polsce w latach 90 uwłaszczyli - co sami przyznali. ost chamski, ale dzięki temu się mnie podobał -- "God loves You so much He created hell. Just in case You don't love him back" Christopher Hitchens Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj
„Historia Bez Cenzury 5: I straszno, i śmieszno – PRL”, to kompendium wiedzy o komunie, które naprawdę warto poznać. Oczywiście książka nie wyczerpuje tematu, a jedynie wyciąga co ciekawsze wątki, które okraszone barwną narracją pana Drewniaka są w stanie zaciekawić nawet wszystkowiedzących znawców tematu.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Tim Burton to wizjoner Hollywood, reżyser obdarzony niesamowitą wyobraźnią. Kochamy go za to, że swoimi filmami potrafi przenieść nas do zupełnie innego świata. A wszystko zaczęło się 30 lat temu od "Soku z żuka" – produkcja łącząca w sobie elementy fantasy, horroru i szalonej komedii zachwyciła widzów na całym świecie. Dla wielu osób film ten pozostaje najlepszym w dorobku Burtona. 17 Zobacz galerię Materiały prasowe "Sok z żuka" pojawił się w amerykańskich kinach 29 marca 1988 roku. Dziwaczny tytuł i lekko odpychający główny bohater nie odstraszyły widzów – film uplasował się w dziesiątce najpopularniejszych produkcji roku. Później, w dobie VHS, jego pozycja jeszcze rosła. Dziś śmiało możemy powiedzieć, że na "Soku z żuka" świetnie bawią się kolejne pokolenia. To film kultowy, tytuł, który w dużej mierze definiuje dorobek zarówno Tima Burtona, jak i wcielającego się w rolę bio-egzorcysty z zaświatów Michaela Keatona. Z okazji 30. rocznicy premiery filmu zapraszamy do zapoznania się z ciekawostkami dotyczącymi pracy na planie. Jesteście fanami "Soku z żuka" i na pewno nie ma on przed wami tajemnic? Sprawdźcie się! 1/17 1. Getty Images Tim Burton zaczynał swoją karierę od pracy jako animator w wytwórni Walta Disneya. Gdy w 1985 roku wyreżyserował udaną familijną komedię "Wielka przygoda Pee Wee Hermana", zaczął być zasypywany propozycjami kolejnych zabawnych filmów. Żaden z nich go jednak nie interesował. Aż w końcu natrafił na scenariusz "Soku z żuka". Mówił: "W Hollywood przyzwyczajono mnie do konkretnej struktury opowieści. »Sok z żuka« nie miał zaś tak naprawdę żadnej historii. To wszystko nie miało sensu, było jak strumień świadomości. Prawdopodobnie najbardziej bezkształtny scenariusz, jaki czytałem". Ten tytuł sprawił, że o Burtonie zaczęto mówić jako jednym z najbardziej wizjonerskich reżyserów naszych czasów. To właśnie na fali popularności "Soku z żuka" powstały później takie filmy jak "Edward Nożycoręki" oraz "Batman". 2/17 2. Materiały prasowe Początkowo scenariusz "Soku z żuka" był dużo mroczniejszy. Już sama scena wypadku samochodowego Barbary i Adama wyglądała dużo drastyczniej – zamierzano w zbliżeniu pokazać, jak ręka kobiety zostaje zmiażdżona. Komediowych akcentów było niewiele, na ekranie miała lać się krew. Beetlejuice nie przypominał znanego nam zielonowłosego ducha, ale raczej skrzydlatego demona. Nie chciał on tylko zastraszyć rodziny Deetzów. Jego plany były dużo poważniejsze. Dość powiedzieć, że zamiast pamiętnej sceny, w której zmusza on młodą Lydię do ślubu, mieliśmy dostać próbę gwałtu. 3/17 3. Beetlejuice, a tak naprawdę Betelgeuse (oficjalnie właśnie tak powinno się to pisać – "Beetlejuice" to tylko wymowa, ale przyjęło się inaczej), okazał się bardzo chwytliwym imieniem. Dziś kojarzą je nie tylko fani filmu. Pewnie mało kto zdaje sobie jednak sprawę z kosmicznego rodowodu Betelgeuse'a. Właśnie tak nazywa się gwiazda w gwiazdozbiorze Oriona, dziesiąta pod względem jasności na nocnym niebie. 4/17 4. W wytwórni Warner Bros. producenci wcale nie byli pod urokiem nazwy Beetlejuice. Stwierdzili, że film nie może wejść do kin pod takim tytułem i wymusili zmianę. Zaproponowali pospolity "House Ghosts" czyli "Domowe duchy", co oczywiście nie spodobało się Burtonowi. Mimo wyraźnych sugestii reżysera, że chce zostać przy "Beetlejuice", studio wciąż szukało nowego tytułu. W końcu, w ramach żartu, Burton podsunął pomysł z "Scared Sheetless", grą słów, nawiązującą do jednej ze scen filmu. O dziwo, producenci byli na tak. Na szczęście reżyser pozostał nieugięty i zapowiedział, że podpisze się tylko pod filmem o tytule "Beetlejuice". Tak też zostało. 5/17 5. Choć od premiery filmu minęło już 30 lat, wciąż pamiętamy Beetlejuice'a, wyjątkowo charyzmatycznego bio-egzorcystę z zaświatów. Dla wielu widzów to najważniejsza rola w bogatej karierze Michaela Keatona. Ale postać ta, choć tytułowa, przebywa na ekranie zaledwie 17 minut. Ważne było to, aby aktor kradł każdą scenę, w której się pojawia. Udało się to bez problemu. Jak mówił Tim Burton: "Kiedy aktor nakłada charakteryzację, czuje się wolny. Michael dzięki tej roli dostał szansę zagrania kogoś, kto nie jest człowiekiem, a to bardzo wyzwalające. Nie musiałem martwić się o to, że on na ekranie wciąż będzie Michaelem Keatonem, on po prostu był tym czymś. Prawdziwie magiczne doświadczenie". 6/17 6. Getty Images Co ciekawe, to wcale nie Michael Keaton był pierwszym wyborem Tima Burtona do roli Beetlejuice'a. Początkowo reżyser chciał obsadzić… Sammy'ego Davisa Juniora. Członek słynnej "Szczurzej paczki" był już wtedy po sześćdziesiątce, a jego domeną pozostawała jednak muzyka, nie aktorstwo. Burton widział wtedy Beetlejuice'a nieco inaczej – jako rozśpiewanego i obdarzonego seksualną energią. Koncepcja nieco się zmieniała, aż w końcu jeden z producentów zasugerował Keatona. Propozycja ta nie od razu spotkała się z entuzjazmem – Keaton miał doświadczenie w komedii (był bardzo chwalony choćby za "Pana Mamuśkę"), ale nikt nie wyobrażał go sobie w tak zwariowanej fabule. Gdy pojawił się na castingu, nikt nie miał jednak wątpliwości, że Beetlejuice to rola dla niego. 7/17 7. Getty Images Niewiele brakowało, aby w filmie wystąpiła Anjelica Houston. Słynna amerykańska aktorka dostała angaż do roli Delii Deetz, ale krótko przed rozpoczęciem zdjęć bardzo się rozchorowała i musiała się wycofać. Burton chciał wtedy zatrudnić Catherine O'Harę – odmówiła jednak. Czasu było mało, nikt nie miał planu B, i w końcu reżyser osobiście poleciał do niej do domu, błagając, by się zgodziła. Nie dość, że aktorka zaliczyła w "Soku z żuka" jedną ze swoich bardziej charakterystycznych ról, to na planie poznała scenografa Bo Welcha, z którym połączyło ją uczucie. W tym roku obchodzić będą 26. rocznicę ślubu. 8/17 8. Obsadzenie Lydii, nastoletniej córki Deetzów, również napotkało problemy. Aktorki masowo odrzucały tę rolę - Burtonowi odmówiły na przykład Diane Lane, Jennifer Connelly, Brooke Shields, Sarah Jessica Parker oraz królowa kina lat osiemdziesiątych Molly Rindwald. Zdecydowano się zorganizować casting, na którym pojawiła się między innymi Juliette Lewis. Jednak kiedy Burton zobaczył Winonę Ryder w filmie młodzieżowym "Lucas", nie chciał już dalej szukać. "Sok z żuka" stał się przełomem w karierze tej młodej aktorki. Dwa lata później ponownie pracowała z Burtonem przy "Edwardzie Nożycorękim" – była już wtedy gwiazdą Hollywood. 9/17 9. Materiały prasowe Burton bardzo chciał, aby w filmie wystąpiła Sylvia Sidney – legenda Złotej Ery Hollywood. Aktorka nie była jednak zainteresowana. Miała już 77 lat i coraz rzadziej występowała na ekranie. Po usilnych namowach reżysera wreszcie się zgodziła. Jej Juno, ciągle paląca opiekunka społeczna z zaświatów, to jedna z najbardziej pamiętnych ról Sidney. Otrzymała za nią nagrodę Saturna dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Później wystąpiła u Burtona w "Marsjanie atakują!", który był jej ostatnim filmem. 10/17 10. "Sok z żuka" to film kultowy i śmiało można powiedzieć, że zapisał się w historii. Jedna ze scen miała w tym szczególny udział. Chodzi oczywiście o niespodziewany taniec do piosenki "Day-O" Harry'ego Belafonte. Klip z tą sceną w serwisie YouTube ma ponad 25 milionów odsłon. Utwór ten stał się symbolem filmu. Jeden z aktorów, grający postać dekoratora wnętrz Otho, Glenn Shadix, zapisał w testamencie, aby na jego pogrzebie wybrzmiał właśnie "Day-O". Aktor zmarł w 2010 roku, a rodzina spełniła tę niecodzienną prośbę. 11/17 11. Pierwsza wersja scenariusza zakładała inne zakończenie niż to, które ostatecznie zobaczyliśmy. Deetzowie i zmarli Maitlandowie nie mieli żyć wspólnie pod jednym dachem. Pierwsi wyjeżdżali z powrotem do Nowego Jorku, zostawiając córkę pod opieką tych drugich w miniaturowym domku. 12/17 12. W filmie początkowo nie znalazł się epilog, pokazujący Beetlejuice'a w poczekalni. Widzowie po raz ostatni mogli go zobaczyć w scenie, w której pożerał go wielki robak. Reakcje publiczności pokazów testowych na tę postać były jednak tak entuzjastyczne, że twórcy zdecydowali się dać Beetlejuice'owi coś bliższego happy-endowi. Keatona zaproszono na dokrętki, a w kinach pojawiła się wersja filmu, którą znamy. 13/17 13. Od 1989 do 1992 roku, jednocześnie na antenie dwóch stacji telewizyjnych (ABC i Fox; jeden z nielicznych takich przypadków w historii amerykańskiej telewizji) emitowany był serial animowany na podstawie historii pokazanej w "Soku z żuka". Główną bohaterką była Lydia, którą Beetlejuice (zwany przez nią BJ'em) zabierał w zaświaty na przeróżne przygody w towarzystwie duchów, potworów i zombie. Producentem wykonawczym został sam Tim Burton, który dbał o to, aby klimat pierwowzoru był zachowany. Serial cieszył się ogromną popularnością i do dziś powtarzany jest w amerykańskiej telewizji. 14/17 14. Getty Images Sukces filmu był tak duży, że krótko po premierze w Warner Bros. zaczęto mówić o sequelu. Tim Burton wcale nie powiedział "nie" – on również chciał powrócić do tego magicznego świata. Powstał scenariusz i wstępnie planowano wypuścić drugą część do kin latem 1990 roku. Coś jednak nie wyszło, ciągłe poprawki w tekście przesuwały projekt na bliżej nieokreślony termin, aż wreszcie go porzucono. Może to i dobrze… Powiedzieć, że scenariusz był dziwny, to jak nie powiedzieć nic. Historia rozgrywała się na Hawajach, gdzie Deetzowie zamierzali otworzyć hotel, co spotykało się z niezadowoleniem duchów starożytnych polinezyjskich osadników. Próbują oni zwerbować Beetlejuice'a, aby pomógł im wypędzić Deetzów, ale ten odmawia, bo jego licencja na straszenie została cofnięta. W końcówce zielonowłosy duch miał przeistoczyć się w stworzenie o nazwie Juicifer, a wywołana przez Lydię wielka fala zalewała wyspę, usuwając z niej wszystkie duchy. Burton bronił się, twierdząc, że jego zamierzeniem było połączenie typowego plażowego filmu o surfingu z niemieckim ekspresjonizmem. Doprawdy wyjątkowe połączenie. 15/17 15. Temat sequela powracał latami. Chętni do nakręcenia drugiej części "Soku z żuka" byli zarówno producenci, jak i Burton oraz główni aktorzy. Raz na jakiś czas pojawiał się news, że oto wreszcie zapadła decyzja. Minęło 30 lat, a my nie doczekaliśmy się pierwszego klapsa na planie. Jak mówił w jednym z wywiadów Keaton: "Uwielbiałem pracę nad tym filmem. Zawsze powtarzałem, żebyśmy zrobili to jeszcze raz. Ani ja, ani Tim, nie oponowaliśmy przed sequelem – mówiłem wręcz, że jeśli jest jedna produkcja, do której chciałbym wrócić, to właśnie ta. Po prostu ci, którzy decydują o takich sprawach, nigdy nie poszli za ciosem". Trzy lata temu wydawało się, że wreszcie się uda – Keaton po "Birdmanie" był znowu na fali, a Winona Ryder w talk-show Setha Myersa potwierdziła, że trwa okres pre-produkcji. Chyba znowu się jednak przedłuża… Czy kiedyś doczekamy się sequela "Soku z żuka"? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne – jeśli Beetlejuice wróci, na pewno nie będzie straszył na Hawajach. 16/17 12. Materiały prasowe Data utworzenia: 26 marca 2018 09:00 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Oto Wywiad z tatą Jasia może ktoś z was jeszcze nie widział. Jasiu to przecudny mały chłopiec. Nie ma jeszcze 2 lat, ale już wycierpiał o wiele za dużo. Jednak dzięki naszemu wsparciu może być zupe…
A kim są ci państwo? Nie sposób uniknąć tej myśli oglądając drętwe przemówienie pary prezydenckiej wygłoszone z okazji Świąt Bożego Narodzenia. W upiornej stylistyce, otoczona niebieskawą poświatą, znad lśniącego zimnym fioletem stołu, para prezydencka mówiła Polakom o miłości, serdeczności, zrozumieniu i – jakże by inaczej – o życzył wszystkim, aby „bilans dwudziestopięciolecia naszej wolności był dla wszystkich źródłem satysfakcji, optymizmu i naszej polskiej siły”. Pani prezydentowa, w stroju przypominającym mundur chińskiego przywódcy z równie ciepłym i serdecznym wyrazem twarzy mówiła o radości i optymizmie, a także „o tych, których nie ma z nami przy wigilijnym stole”. I rzeczywiście – zapewne wielu Polaków myśli w tych dniach o tych, których z nami już nie ma, a których tak bardzo – kto wie, czy nie coraz bardziej - nam brakuje. O śp. Marii i Lechu Kaczyńskich, którzy ciepłem i dobrocią zwyczajnie emanowali, nie musieli przypominać o niej w co drugim zdaniu. Którzy swoją miłość do Polski wyrażali w czynach, a nie w drewnianych przemowach. Do których można było mieć zaufanie, że powierzone im sprawy Ojczyzny znajdują się w dobrych rękach. Kiedy patrzymy na tę osobliwą parę wygłaszającą do nas przez zaciśnięte zęby słowa o miłości i pojednaniu, trudno opanować uczucia gniewu i upokorzenia. Ci ludzie mają reprezentować majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? O „zgodzie i pojednaniu” mówi człowiek, który po zamachu w Gruzji na śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego miał czelność powiedzieć: „jaka wizyta, taki zamach”? I nigdy za te słowa nie przeprosił? Miłości do Polski ma nas uczyć ktoś, kto w dniu przywiezienia ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, dobrze się bawił na lotnisku, a do przejęcia władzy było mu tak spieszno, że nie zawracał sobie głowy żałobą narodową ani bólem bliskich? Który jednocześnie zapala świeczkę pamięci ofiar stanu wojennego i zaprasza Wojciecha Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego? Bronisław Komorowski ma czego chciał – urząd prezydenta i wpływy polityczne. Może dyktować warunki. Nie ma jednak jednego – serc Polaków. I może próbować rozmaitych sposobów – czasami się podlizując, to znów mniej lub bardziej subtelnie dając do zrozumienia, kto jest u władzy i na co jeszcze może sobie pozwolić. To na nic. Nie pomoże słowo „RAZEM” wypisane wołami na fasadzie Pałacu Prezydenckiego w Święto Niepodległości, nie pomogą powtórzone tysiąc razy zaklęcia: zgoda, optymizm, przyszłość, wspólnie, osiągnięcia, pojednanie, pojednanie. Nie pomogą „nowoczesne” życzenia składane internautom. Na marginesie: warto zwrócić uwagę także na sygnały niewerbalne - pan prezydent wypowiadając słowa: „życzę samych >>lajków<<, życiowego spełnienia”… zaciska pięść. Mowa ciała zdradza bardzo wiele. W tym świetle można zrozumieć konieczność przywdziewania pozy „na baczność” podczas wygłaszania przemówień do narodu. To także na wiele się nie zda. Właściwie można by panu prezydentowi doradzić, aby po prostu był sobą. Jeśli sądzi, że Polacy są już do tego stopnia zdemoralizowani i zmęczeni, że nie obudzi się w nich duma narodowa, głęboko się myli. W jeszcze większym błędzie tkwi uważając, że jesteśmy narodem, który da się zastraszyć i ujarzmić. „Polaków nie zdobywa się groźbą, ale sercem” – powiedział Sługa Boży, prymas Stefan Wyszyński. To właśnie potrafił śp. Lech Kaczyński i wielu innych poległych w Smoleńsku. I to z nimi łączymy się modlitwą i myślami w te Święta, wierząc, że Polska, o jakiej marzyli, prędzej czy później stanie się rzeczywistością. Agnieszka Żurek
\n\n \n\n \n i śmieszno i straszno kto to powiedział
DaoliF.
  • v255v4srex.pages.dev/393
  • v255v4srex.pages.dev/76
  • v255v4srex.pages.dev/179
  • v255v4srex.pages.dev/383
  • v255v4srex.pages.dev/96
  • v255v4srex.pages.dev/10
  • v255v4srex.pages.dev/163
  • v255v4srex.pages.dev/121
  • v255v4srex.pages.dev/93
  • i śmieszno i straszno kto to powiedział