Wodę zagotuj, a następnie pozostaw do całkowitego ostygnięcia, gdyż ogórki małosolne zalewany zimną wodą. Ogórki włóż do miski z zimną wodą. Następnie dokładnie je umyj i obetnij końcówki. Żeby małosolne szybciej nabrały oczekiwanego smaku, możesz w każdym ogórku zrobić dwa pionowe nacięcia o długości ok. 2-3 cm.
11 czerwca 2012 bez cukru | bez drożdży | bez glutenu | bez jajek | bez kakao | bez mleka | bez pszenicy | bez soi | wegańskie Najlepsze ogórki robi babcia Zosia:) Ale ponieważ babcia daleko, czas zabrać się za własny wyrób. Od zaprzyjaźnionego rolnika kupiłam więc malutkie ogórki gruntowe (mogłyby być jeszcze mniejsze) i według ścisłych wskazówek babci zrobiłam pierwszy w tym sezonie słój ogórków małosolnych. Od tamtego dnia już zjedliśmy 3 takie słoje ogórków. Mój mały Alergik bardzo je lubi, więc zajada przy każdej możliwej okazji, a ja dorabiam je na bieżąco. Tylko czekać aż mu się przejedzą:) Wprawdzie te ogórki do spiżarni nie trafią z myślą o zimie, ale mogą tam postać przez maksymalnie 4 dni zanim ze słoja nie znikną. Zapraszam na górki małosolne i życzę Smacznego Domowe ogórki małosolne Czas Przygotowania: 10 minut + czas na ugotowanie wody Czas Kiszenia: 2-4 dni Składniki: 1 kg małych gruntowych ogórków 2 liście chrzanu pół korzenia chrzanu (można pominąć jak nie mamy) kilka gałązek kopru (obecnie świeżego z korzeniami, najlepszy suchy z kwiatostanem ale nie o tej porze roku:) ½ – 1 główki czosnku 1 czubata łyżka soli (u mnie morskiej) 1 litr przegotowanej ciepłej wody słój lub gliniany garnek Przygotowanie: Ogórki, liście chrzanu, korzeń chrzanu, koper dokładnie myjemy Czosnek obieramy i dzielimy na ząbki Gotujemy wodę z dodatkiem soli (1 łyżka kopiasta na 1 litr wody) Liście, koper, chrzan i część czosnku umieszczamy na dnie słoja, wkładamy ogórki pionowo, szczelnie je upychając, dodajemy resztę czosnku i zalewamy całość ciepłą wodą (szybciej się ukwaszą) Po 2 dniach sprawdzamy czy smak nam odpowiada i ewentualnie czekamy kolejny dzień Wskazówki: Wyczytałam ostatnio, że ogórki powinno się umieszczać w garnku ciemniejszą stroną do góry i zawsze pionowo, wtedy wychodzą najlepsze. Wypróbuję tę opcję następnym razem:) Starajmy się używać ogórków ekologicznych, chemia zabija co wartościowe. Można też zakupić je u zaprzyjaźnionego rolnika, wtedy są pewniejsze swojej jakości. Ja lubię mocno czosnkowe więc wkładam zwykle 1 główkę czosnku, kilka ząbków przekrawam na pół. Ogórki małosolne są odpowiednie w smaku tak do 4 dni potem robią się kwaśne, a ponieważ stoją w otwartym słoju czy garnku i raczej w niezbyt chłodnym miejscu powinno się je zjadać w ciągu właśnie tych 4 dni. Zaraz po zalaniu wodą Po prawej słój 2 dniowy Ogórki po 2 dniach kiszenia Przygotowanie ogórków małosolnych jest bardzo proste i nie wymaga wielu składników. Oto przepis na ogórki małosolne, który pochodzi prosto od babci: Weź 1 kg świeżych ogórków gruntowych. Dokładnie umyj ogórki pod bieżącą wodą. Przygotuj dużą miskę i posyp jej dno grubą warstwą soli. Połóż ogórki na soli i posyp je31 lip 2012 12:05 agnieszkalider Kącik Babci Halinki Aby przyspieszyć kiszenie ogórków małosolnych ocena: 3/5 głosów: 1 Dodaj do ulubionych Wybierz listę: Jeśli chcemy aby na drugi dzień ogórki małosolne były już gotowe do spożycia, wystarczy zalać ogórki gorącą zalewą przygotowaną do tego celu i wymieść ogórki ze słojem do ciepłego i jasnego wnętrza, ogórki na pewno nazajutrz będą gotowe do spożycia pyszne i aromatyczne. Zobacz film: Świąteczne pierniki Polecane artykuły Komentarze PORADY PORADY PORADY
Jabłecznik babci Helenki: składniki: 4 szklanki mąki. 2 łyżeczki proszku do pieczenia 250 g margaryny 3 jajka. szczypta soli 2 łyżki kwaśnej śmietany. 1 szklanka cukru masa jabłkowa: 2 kg jabłek np. szara reneta 3/4 szklanki cukru. 1 łyżeczka cynamonu. 2 łyżki bułki tartej dodatkowo: mąka do podsypaniaKatarzyna Bosacka znana jest licznych programów w telewizji, a ostatnio w Internecie, w których dzieli się wiedzą na temat poszukiwania zdrowych, jakościowych produktów spożywczych. Często też testuje popularne akcesoria kuchenne i sprawdza ich właściwości. Zapytaliśmy, jakie tradycyjne potrawy znajdują się na stole w czasie świąt Bożego Narodzenia oraz dowiedzieliśmy się, jakie sprzęty kuchenne wywołują wspomnienia. Od wielu lat śledzimy, jak Katarzyna Bosacka pokazuje Polakom, że najlepsze produkty, to takie o prostym składzie. Tym razem zapytaliśmy, jak wygląda u niej Wigilia, jak wygląda organizowanie wieczerzy wigilijnej oraz opowiedziała nam o swoich złotych zasadach w czasie planowania gotowania. Anna Daniluk: Świąteczne tradycje kulinarne sprzyjają sięganiu po sprawdzone przepisy. Jakie dania królują na Pani rodzinnym stole? Katarzyna Bosacka: Takie jak w większości domów w Polsce. Jesteśmy dość specyficzną rodziną, bo u nas łączą się dwie tradycje kulinarne: mazowiecka – ja pochodzę z Warszawy – i wielkopolska, mój mąż jest z Poznania. Zatem są na stole śledzie w różnych odmianach, jest sernik według przepisu mojej świętej pamięci teściowej, tak zwany czarny sernik z ciemną kruszonką. Wszyscy czekają na niego przez cały rok. Są u nas makiełki poznańskie, własnej roboty kluski z makiem kładzione łyżką na wrzątek i potem mieszane z masą makowo-bakaliową. W Warszawie w Wigilię przychodzi święty Mikołaj, w Poznaniu - Gwiazdor, więc operujemy tymi dwoma nazwami. Oprócz tego jest sporo przepisów moich autorskich. Byłam bardzo mała, gdy nauczyłam się gotować, więc te przepisy ciągle modyfikuję. To nie są wymyślne rzeczy. Nie jemy sushi na Wigilię, ale na przykład jak jemy pierogi z kapustą i grzybami to do ciasta dodaję trochę suchego, sypkiego maku. Wtedy wychodzą słodko piegowate. Czy zaskoczyło Panią jakieś świąteczne danie lub sposób jego przygotowania, którego wcześniej Pani nie znała? Wiele lat temu od cioci Helenki z Poznania nauczyłam się robić wspomniane makiełki czyli kluski z makiem. Mieszam mąkę, ciepłe mleko i jajo i kładę kluski łyżką na wrzącą wodę, do tego masa makowa, orzechy i bakalie. Cioci już nie ma z nami, ale gdy siadamy do stołu i jemy potrawy według przepisów babci Marysi czy cioci Helenki, to czujemy ich obecność z nami. Dla mnie bardzo ciekawe jest odkrywanie wigilijnych regionalizmów. U mnie na Mazowszu jadło się raczej zupę grzybową. W Wielkopolsce bardzo często pojawia się zupa rybna, bo tam wykorzystuje się wszystko, więc jak zostają głowy karpia czy pstrąga to na nich po prostu gotuje się zupę rybną. I to świetną, bo w głowach jest najwięcej smaku. Teraz gdy nasze dzieci uwielbiają barszcz na prawdziwym zakwasie, to nastawiam dziesięć dni przed wigilią zakwas z buraków. Wszyscy się tym barszczem raczymy, więc można powiedzieć, że pogodził nas przy tym stole. Jakie akcesoria kuchenne uważa Pani za konieczne do gotowania nie tylko na święta? Strasznie dużo mam tych akcesoriów, bo je w ogóle jestem królową garów. Kolekcjonuję porcelanę, talerze. Potrafię wejść do sklepu i kupić kilka talerzy, które na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak z innej parafii. Nie wyobrażam sobie dobrej kuchni, bez - oczywiście - dobrze zaostrzonego noża, dużego, szerokiego, dobrze zaostrzonego, do siekania, tzw. santoku. Właściwie, gdy ma się już taki nóż i deskę do krojenia to można wyczarować wiele rzeczy. Nie lubię za to gadżetów skomplikowanych, bzdurnych typu szczypczyki do wyrywania szypułek truskawkom. Nie rozumiem po co, to wymyślono (śmiech)! Równie dobrze można to zrobić rękoma. Niezbędnym minimum jest bardzo dobry nóż, mocna patelnia o grubym dnie i przede wszystkim dobre jakościowo garnki. Dodatkowo przydatna jest rózga, używam jej bardzo często i to nie koniecznie w kontekście przyjścia Mikołaja czy Gwiazdora. Garnki mam emaliowane. Skąd wziął się wielki powrót garnków emaliowanych, w restauracjach i jakie właściwości ma emalia? Pamiętam emalię jeszcze z domu moich dziadków. Ten dom był na Mazowszu, pod Płońskiem. Tam rzeczywiście mleko było przynoszone w kankach emaliowanych, jak babcia doiła krowę. Gotowało się w garnkach emaliowanych, myło się w miednicach emaliowanych. Wodę, mleko, zsiadłe mleko czy serwatkę podawało się w emaliowanych dzbankach i kubkach. To część mojego dzieciństwa. Dziś czas zatoczył koło. Emalia znów jest modna, bo wracamy do natury. Zachwycaliśmy się garnkami ze stali nierdzewnej, niklowanymi. Niektórzy uważają, że w potwornie drogich miedzianych gotuje się najlepiej. Okazuje się, że wracamy do tej starej, dobrej emalii, bo zachowuje się jak szkło w kontakcie z jedzeniem. Niczego nie oddaje, niczego nie przyjmuje. Nie przenosi smaków ani zapachów na jedzenie. Emalia jest mało alergizująca, żadne metale (choćby nikiel czy aluminium) nie przenikają do żywności. Dlatego, że nie ma żadnego przenikania do żywności. Zakładając, że około 20% kobiet ma uczulenie na nikiel, to gotowanie w garnkach ze stali nierdzewnej jest rzeczywiście kłopotliwe. Wiem to, bo w domu mam dziecko uczulone na nikiel i musimy uważać na wszelkiego rodzaju puszki czy garnki. Poza tym emalia jest słodka i śliczna! Czy spotkała się Pani z jakimiś mitami dotyczącymi użytkowania garnków emaliowanych? Mówi się, że emalia łatwo odpryskuje, więc na moim kanale EkoBosacka na Youtube zrobiłam test. Próbowałam taki garnek zniszczyć waląc w dno - gdzie powłoka emaliowana jest mocniejsza i szczerze - nie za bardzo dałam radę ja rozwalić, a waliłam młotkiem! Drugi mit jest taki, że gdy tylko emalia odpryśnie garnek trzeba od razu wyrzucić. Rzeczywiście tam, gdzie emalia ma kontakt z żywnością powłoka powinna być nienaruszona - czyli w środku. Natomiast jeżeli zobaczymy odprysk na zewnątrz garnka, to możemy go wykorzystać na przykład jako piękną osłonkę na doniczkę. Kolejny mit wiąże się z tym, że emalia jest babcina, wiejska, wyłącznie rustykalna. To nieprawda. Kolorów i wzorów jest tyle, że nie wiadomo, co wybrać. Wśród nich są supernowoczesne garnki szare, ciemnoturkusowe, bladoróżowe z modnymi, metalowymi okuciami. Czad! Wiele osób zastanawia się, jak wyczyścić garnek emaliowany bez zarysowań. Czy ma Pani jakieś specjalne wskazówki? Na garnki i naczynia emaliowane trzeba uważać tak jak zresztą na każde. Powrót do emalii wiąże się z powrotem do naturalnych metod czyszczenia. Jeżeli garnek jest jasny i pojawia się w nim osad, to biorę po prostu ocet i nim czyszczę. Jeśli od spodu mamy sadzę od palnika gazowego, używam szmatki bawełnianej lub gąbki i czyszczę go solą czy sodą oczyszczoną. Drobnoziarnista sól szybko się rozpuszcza i nie rysuje powierzchni. Można sięgać po konwencjonalne środki ze sklepu, ale ocet i sól zwykle wystarczą. Jak logistycznie podejść do świątecznych zakupów i co warto mieć w lodówce lub spiżarni, aby zdążyć z przygotowaniami? Nie lubię chodzić do sklepu w ostatniej chwili. W sklepie pracuję i spędzam w nim bardzo dużo czasu. Nie lubię tłumu, teraz mamy jeszcze bardzo trudne warunki pandemiczne. Ja już na początku października kupiłam więc sobie mielony mak - bez żadnych dodatków, po prostu dwukrotnie zmielony. Pojawia się on gdzieniegdzie w miesiącach przedświątecznych. Za chwilę upoluję fasolę - Jasia, którą uwielbia mój starszy syn i prawdziwie wędzone dymem śliwki. Ja jestem jak wiewiórka, która przez wiele tygodni zbiera zapasy na całą zimę. Myślę też o prezentach. Sporo rzeczy zamawiam przez Internet. W ostatniej chwili kupujemy artykuły podstawowe np.: buraki, cebulę czy śledzia i zwykle robi to mój mąż, a ja zajmuję się kuchnią. U nas w domu jest podział obowiązków. Mężczyźni sprzątają, odkurzają, stawiają choinkę, a kobiety plus Franek – który się bardzo interesuje gotowaniem – spędzają czas w kuchni. Przygotowujemy wszystkie pyszności od początku do końca sami. Spotykamy się przy stole i wspólnie lepimy pierogi, nawet 200 sztuk. Zazwyczaj przy naszym stole siada bardzo dużo osób. Nie wiadomo jak będzie w tym roku, zobaczymy. Jak według Pani ugotować wszystkie dania uwzględniając tradycje i smaki wszystkich członków rodziny? Mamy to szczęście, że nasze dzieci jedzą niemal wszystko. Starsza córka nie je mięsa, ale akurat na Wigilii go nie ma. Wychodzimy z założenia, że tradycja skosztowania dwunastu potraw, to próbowanie, a nie ich zjedzenie. Dzieci wybierają sobie to, co lubią najbardziej, bo jak to dzieci nie przepadają za wigilijnym jedzeniem i uważają je za bardzo dziwne. Dla dzieciaków zawsze przygotowujemy pierogi ruskie, ale akurat siedmioletni Franek uwielbia pierogi z kapustą i grzybami i jest wielkim miłośnikiem grzybów. Tego jedzenia zawsze i tak zawsze jest trochę za dużo, więc mrozimy, przerabiamy i niczego nie marnujemy. Jakie są Pani żelazne zasady i szczególne patenty dotyczące przygotowania posiłków? Zawsze to musi być produkt najwyższej jakości. Lepiej zjeść mniej i mądrzej niż dużo i głupio. My na produktach nie oszczędzamy. Plus od początku do końca niemal wszystko robimy sami. Jeżeli robię barszcz, to sama przygotowuję zakwas. Jeśli przygotowujemy makowiec, to od początku do końca. Święta, nie ma tu co dużo mówić, są ogromnym wysiłkiem dla całej rodziny. Na szczęście w rodzinie wielodzietnej jest tak, że każdy ma swoje zadania. Nie ma tak, że jedna osoba pracuje, a druga w tym czasie ogląda telewizję albo czyta książkę. Dzielimy się pracą. Rodzina, która przyjeżdża do nas na wigilię, przynosi swoje dania, bo kto mądry przygotowałby sam 12 potraw? Czy ma Pani jakieś wyjątkowe kulinarne wspomnienie związane ze świętami Bożego Narodzenia? Pamiętam, że moja mama kiedyś smażyła karpia. Wcześniej ten karp pływał w wannie i wszyscy chodzili w tym czasie brudni, bo nie można było się kąpać. Żywy karp pływał czasem nawet kilka dni. To było bardzo zabawne. Dopiero tuż przed Wigilią mogliśmy się wszyscy wymyć. Pamiętam też, że mama dała mi talerz wypełniony tymi wszystkimi wspaniałościami, czyli usmażonym na chrupko karpiem. Do tego pośrodku dołożyła w miseczce chrzan. Miałam wtedy osiem albo dziewięć lat i potknęła mi się noga i wywaliłam te wszystkie karpie na podłogę. Mieliśmy wtedy psa, który miał dosyć długą sierść. Oczywiście, nie przyznałam się, że wywaliłam te karpie i pozbierałam je szybko na ten talerz. Jedynie rodzice się dziwili, że zawsze lubiłam ryby, a tym razem jakoś niespecjalnie mam na nie ochotę. Inspiracje na naczynia emaliowane w kuchni znajdziecie na Ogórki małosolne Co tu dużo pisaćMałosolne są hitem letnich imprez, grilla, kanapek, sałatekBa, jako pierwsze znikają z wiejskiego stołu na weselach. Po prostu mają w sobie to COŚ!